Mimo kolorowych (mających być moim amuletem na jesienną szarość) czapy i rękawiczek. Mimo ciepłej herbaty, która zawsze towarzyszy mi w moim wiernym kubku termicznym od momentu przekroczenia progu w stronę zimnego, jesiennego świata. A nawet mimo grubych, wełnianych (i rzecz jasna kolorowych) skarpet.
Wszystko to na nic.
Teraz zostaje mi tylko magiczny napój, jakim jest sok z cytryny osłodzony miodem (najlepiej gryczanym!), który w przeciwieństwie do innych 'lekarstw' smakuje tak dobrze jak i leczy.
Jest jeszcze i czosnek. Tutaj muszę się przyznać, że jest on jedyną rzeczą, która sprawia, że 'czekam' na przeziębienie. W domu, skazana sama na siebie, mogę go jeść nieograniczone ilości. W każdej postaci.
Dzisiaj, już zupełnie znudzona czytaniem i rysowaniem powstałam z ciepłego łóżka by uruchomić maszynę, z której wychodzą najpyszniejsze rzeczy. Tak, wstałam, by włączyć piekarnik. :)
I stwierdziłam przy okazji, że czas najwyższy upiec bułeczki. Marzyły mi się takie kruche, malutkie, takie akuratne. Takie też powstały.
Kruche bułeczki otrębowe
Składniki:
300g mąki pszennej pełnoziarnistej
30ml oliwy z oliwek
40g otrębów żytnich
20g otrębów kukurydzianych
15g świeżych drożdży
2 łyżeczki cukru
1 łyżeczka soli
100ml mleka + 3 łyżki
100ml wody (temp. pokojowa)
Przygotować zaczyn: drożdże pokruszyć i wymieszać z trzema łyżkami ciepłego mleka oraz łyżeczką cukru. Odstawić w ciepłe miejsce na ok. 15min. W tym czasie wymieszać resztę składników suchych, do których na samym końcu dodać oliwę, wodę i zaczyn drożdżowy. Wyrobić na gładką masę, po czym odstawić do wyrośnięcia na ok. godzinę. Po tym czasie ciasto powinno być dwa razy większe. Formować z niego niewielkie bułeczki (podwoją jeszcze swoją objętość) i układać na blasze wyłożonej papierem. Następnie po raz kolejny przykryć bułeczki i odstawić w ciepłe miejsce do wyrośnięcia na ok. godzinę. Po tym czasie rozgrzać piekarnik do 230ºC. Włożyć bułeczki i piec 10minut, po czym zmniejszyć temperaturę na 210ºC i piec kolejne 10min. Bułeczki wyjąć z piekarnika i ostudzić na kracie.
Posmarowane masłem, z pokrojonym drobno czosnkiem, posolone - cudo.
A tymczasem z piekarnika wyszło dzisiaj jeszcze jedno dziwactwo. Takie o, eksperymentalne, tym razem na osłodę życia.
Ciasto jogurtowo-cytrusowe
Składniki:
250g mąki pszennej
240g cukru
1/2 szklanki oleju
1 mały jogurt naturalny
3 jajka
1/3 szklanki soku wyciśniętego z mandarynki
2 łyżeczki sody
opakowanie cukru wanilinowego
skórka otarta z jednej cytryny
Jajka, jogurt oraz cukier ubić. Następnie dodać do masy sok z mandarynek oraz skórkę cytrynową. Kolejno dodać wszystkie suche składniki, a więc mąkę, cukier wanilinowy oraz sodę. Na sam koniec połączyć masę z olejem. Ciasto przelać do formy i wstawić do piekarnika nagrzanego do 175ºC i piec 45-50min. Po tym czasie zgasić piekarnik, jednak pozostawić w nim ciasto jeszcze przez ok. 20min by się wystudziło.
Tym więc sposobem znikam z kawałkiem ciasta, ciepłą herbatą dosłodzoną miodem i książką. Smacznego! :)
Mnie,jak dotąd przeziębienie nie dopadło,ale dmucham na zimne;)ciepły szal i skarpetki obowiązkowe;),a do tego takie bułeczki w torebce i mamy prawdziwy comfort food;)
OdpowiedzUsuńAsiu , ja dziś u Ciebie pierwszy raz ,ale pewnie nie ostatni i bułki i ciasto takie mega apetyczne
OdpowiedzUsuńp.s na przeziębienie polecę jeszcze herbatę z plasterkiem świeżego imbiru , ja pije to od jesieni do wiosny i odpukać katary mnie omijają