A może w Wigilię na prawdę dzieją się cuda?
Chcąc schować kilka książek do małej komódki po dziadkach nie mogłam domknąć szuflad. Włożyłam moją ciekawską rękę głęboko za szuflady i znalazłam plik listów Boya-Żeleńskiego do mojego prapradziadka. Oprócz tego znalazło się kilka przepisów prababci na pożółkłym, zniszczonym papierze.
I mimo, że sprawy osobiste mogłyby wyglądać lepiej, znalezisko to wywołało na mojej twarzy niezwykły uśmiech, a wigilia, mimo że w niedużym gronie, upłynęła sympatycznie na czytaniu listów z kolędami w tle.
niesamowite rzeczy znalazłaś, aż chciałoby się poprosic abyś nam je pokazała:-)
OdpowiedzUsuńPochwalę się, pochwalę :) Jak tylko tata skseruje dla potomności, obiecał, że mi je odda (znaleźne no!). :)
OdpowiedzUsuńAsiu - listy Boya-Żeleńskiego?! Toż to cudeńko i to nie małe! :D
OdpowiedzUsuńAch, ściskam Cię, jeśli kiepściuchno w TYCH sprawach... polecam duży kubeł lodów czekoladowych!
Ale wspaniałe znalezisko! Bardzo mi miło i dziękuję Ci serdecznie :-) Też z dużą chęcią będę do Ciebie zaglądała (no i w takim razie będziemy się wspierać przed maturą :-D). Trzymaj się cieplutko i nie martw niczym!
OdpowiedzUsuńNiesamowite.. cuda się zdarzają :)
OdpowiedzUsuńNie martw się, po każdej burzy wychodzi słońce :) Wigilia nie musi być liczna. Najważniejsze, że spędzona w gronie tych najbliższych nam osób.
O matko, takie stare, odręcznie pisane listy muszą wyglądać niesamowicie :)
OdpowiedzUsuńczytałam ostatnio złodziejkę książek i powiem Ci, że całkiem fajna ;) buźki pyśki ;*
OdpowiedzUsuńJest świetna! Dopiero wczoraj ją zaczęłam i się strasznie wciągnęłam. Czytałam do drugiej w nocy, oczy mi się kleiły, a ja wciąż nie mogłam się od niej oderwać. ;)
OdpowiedzUsuńJoj - takie znalezisko musi robić wrażenie! :)
OdpowiedzUsuń