12 października 2011

Smaki Bułgarii.



Przez ostatnie dziesięć dni poznawałam kulturę Bułgarii. Do tego doszły jeszcze elementy Serbii, którą zwiedzaliśmy przejazdem. Można też powiedzieć, że poznałam trochę Turcji i Grecji. To jest właśnie to, za co kocham projekty międzynarodowe.

No dobra. Zacznijmy wreszcie to, na co czekamy wszyscy. Kulinaria.
Zaczęło się ciekawie. Śniadanie w postaci szwedzkiego stołu w Sofijskim hostelu. Pomidory, które w przeciwieństwie do tych dostępnych u nas miały wyrazisty aromat. Czarne, nieduże oliwki. Ser szopski (biały, solankowy, owczy), którego smak tak bardzo mnie zauroczył, że wracając do
Polski przywiozłam go jeszcze dwa kilo (ah te emocje, kiedy przed granicą Serbsko-Węgierską zauważyłam tabliczkę zakazującą przewóz mleka, jajek i serów).
Ser ten jest o tyle ciekawy, że zdecydowanie różni się od fety, tak bardzo kojarzonej z całym południem Europy. Jego konsystencja bardziej przypomina nasz zwykły polski biały ser, niż mokrą fetę. Idealnie komponuje się z pomidorami, papryką i cebulą tworząc razem jedną z bardziej charakterystycznych bułgarskich sałatek - sałatkę szopską.

Ser szopski wykorzystywany jest w Bułgarii do wszystkiego. Do zapiekania razem z ziemniakami; jako farsz do omletu; jako nadzienie tamtejszej zapiekanki (długa bagietka polana jajkiem wymieszanym z serem); a nawet jako ser do makaronu podawanego z cukrem. Można powiedzieć: totalna serowa anarchia.

Bułgarzy lubią jeść tłusto. Ich specjalnością są różnego rodzaju zupy z dużą ilością dużych i tłustych ok. Czasami w zupie takiej znajdzie się trochę kurczaka, czasami soczewicę, jeszcze innym razem marchewkę i pomidory. Oto mamy kolejną anarchistyczną potrawę kuchni bułgarskiej. ;)



Za to tamtejsze desery pozostają wierne tym z Europy Północnej, czy Środkowej. Oprócz ciast z dużą ilością bakalii, czy owoców kandyzowanych fajnym słodkim (a nawet jak dla mnie lekko za słodkim) elementem dostępnym w ichniejszych cukierniach są małe galaretki różane zawinięte w ciasto filo. Jedna wystarczy, by zasłodzić się na pół dnia. :)

Pozostaje jeszcze jedna ważna kwestia jeżeli chodzi o nasze kubki smakowe. Alkohol. Tradycyjna bułgarska Rakija, a więc w wolnym tłumaczeniu po prostu wódka, zrobiona jest z destylowanych winogron. Smakuje całkiem oryginalnie, tylko ja dopatruje się w niej podobieństwa do polskiej śliwowicy.




Warto było też zasmakować dobrego, bułgarskiego Muscata, który również przyjechał ze mną do Polski.


Zresztą nie tylko Muscat, ale też Rakija i sery. Na wielkim Sofijskim targu zaopatrzyłam się w świeżo ususzoną czubricę, która w Polsce nie wszędzie jest dostępna. Podobnie jak i czarna i czerwona rzepa, z których już wkrótce zrobię pyszną sałatkę. Oprócz tego figi i pikantne papryczki.





A co w takim razie z kuchnią turecką i grecką?
Wreszcie wypiłam prawdziwą kawę po turecku. Parzoną w malutkim tygielku, wypitą z malutkiej filiżaneczki. Zjadłam ryż w liściach winorośli, zagryzłam kremem z czerwonej soczewicy i popiłam anyżową Raki, która wymieszana z wodą zmienia swój kolor z przeźroczystego na biały. Na końcu wszystko zagryzłam kandyzowanymi owocami. Słodka rozkosz.
Za to grecy podali nam fetę, oliwki i chałwę. Chałwę, jakiej nigdy wcześniej nie jadłam. Chałwę kruchutką i aromatyczną. I znowu, w ramach podsumowania, ich narodowa wódka. Tym razem Ouzo, też anyżowa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz